W ubiegłym tygodniu byłam świadkiem prawdziwego szaleństwa Francuzów na punkcie królewskiego ślubu (le mariage royal). Nawet nie przypuszczałam, że we Francji jest tylu rojalistów! :) Przez cały tydzień poprzedzający to wydarzenie, codziennie na kilku kanałach jednocześnie puszczano reportaże, dokumenty czy filmy fabularne na temat rodziny królewskiej (la famille royale) i życia Kate i Williama. Debatowano, komentowano, snuto przypuszczenia... Można było nawet kupić sprowadzone specjalnie na tę okazję różne gadżety z podobizną Kate i Williama. Aż w końcu nastał ten dzień, czyli le Jour J i około 9 milionów Francuzów zasiadło przed telewizorami, aby zobaczyć historyczny pocałunek (le baiser) młodej pary na balkonie.
A jak się to robi we Francji?
Z moich obserwacji wynika, że średnia wieku osób, które decydują się na zawarcie małżeństwa wynosi 30 lat. Częstym zjawiskiem są także pary 40-latków, którzy po kilkunastu latach wspólnego życia i z dziećmi na koncie postanawiają się w końcu pobrać :) Z tego co mi wiadomo, we Francji nie ma ślubów konkordatowych. Najpierw trzeba udać się do merostwa (la Mairie), aby zawrzeć ślub cywilny (le mariage civil), a później do kościoła (le mariage religieux), aby na dobre i na złe wymienić się obrączkami (les alliances). Obie ceremonie przypominają ślub cywilny i kościelny w Polsce. Oto tekst przysięgi małżeńskiej (le consentement) :
Następnie para młoda (les jeunes mariés) oraz goście udają się na tzw. le vin d'honneur (rodzaj uroczystego aperitifu z szampanem i przekąskami). Ta część przyjęcia poświęcona jest głównie gościom, którzy nie zostali zaproszeni na obiad. Jeśli pogoda dopisuje, aperitif odbywa się w ogrodzie i trwa kilka godzin. Jest to także moment składania życzeń. Najczęściej mówimy :
Następnie, około godziny 20 wybrani goście zasiadają do stołów. I tutaj przechodzimy do części, która chyba najbardziej męczy każdego Polaka. Należy przez kilka godzin siedzieć twardo przy stole i cierpliwie przetrwać przystawkę, danie główne, sery i deser, delikatnie sącząc wino i zabawiając sąsiadów bardziej lub mniej udaną rozmową ;). Prawdziwa impreza zaczyna się około północy. Lekko zmęczeni jedzeniem goście (później już nic nie jemy, ewentualnie pijemy wino czy drinki) ruszają na parkiet. We Francji nie ma zwyczaju wynajmowania orkiestry. Należy zadowolić się muzyką puszczaną z odtwarzacza. Nie ma też rzucania bukietu czy welonu (przynajmniej nie miało to miejsca na weselach z moich udziałem), ani typowych weselnych zabaw. Ogólnie Francuzi nie piją za dużo (na weselach, w innych okolicznościach, czasami nie znają granic;) ale potrafią się dobrze bawić. Czasami na drugi dzień goście zapraszani są na obiad.
To co mnie najbardziej zaskoczyło we Francji to "weselna moda". Niektórzy goście potrafią przyjść nawet w jeansach lub w strojach, w których na co dzień chodzą do pracy (sic!). Oczywiście mają także miejsce śluby bardziej wytworne, gdzie wymaga się, aby kobiety wystąpiły w nakryciu głowy : kapelusz (le chapeau) lub elegancka opaska (le serre-tête).
Jeśli chodzi o dawanie prezentów, to podobnie jak w Polsce, najmilej widziana jest koperta. Porównując możliwości finansowe naszych rodaków i Francuzów, ci drudzy nie są wybitnie szczodrzy. Przeciętny Francuz uważa, że 100 euro za parę to już całkiem niezły podarunek. Może dlatego, że nie ma zwyczaju opłacania przyjezdnym gościom noclegu. Każdy we własnym zakresie musi wynająć pokój w hotelu, z wyjątkiem naprawdę najbliższej rodziny i świadków. Nie zauważyłam także, aby goście przynosili ze sobą kwiaty.
A propos świadków (les témoins), we Francji może być ich więcej niż 2! Chyba najczęściej jest ich 4, po dwóch na każdą ze stron.
A po imprezie pozostaje tylko wyjechać w podróż poślubną (le voyage de noces) i żyć długo i szczęśliwie.
Z moich obserwacji wynika, że średnia wieku osób, które decydują się na zawarcie małżeństwa wynosi 30 lat. Częstym zjawiskiem są także pary 40-latków, którzy po kilkunastu latach wspólnego życia i z dziećmi na koncie postanawiają się w końcu pobrać :) Z tego co mi wiadomo, we Francji nie ma ślubów konkordatowych. Najpierw trzeba udać się do merostwa (la Mairie), aby zawrzeć ślub cywilny (le mariage civil), a później do kościoła (le mariage religieux), aby na dobre i na złe wymienić się obrączkami (les alliances). Obie ceremonie przypominają ślub cywilny i kościelny w Polsce. Oto tekst przysięgi małżeńskiej (le consentement) :
Moi, X, je te reçois Y comme épouse / époux et je te promets de te rester fidèle, dans le bonheur et dans les épreuves, dans la santé et la maladie, pour t'aimer tous les jours de ma vie.
Następnie para młoda (les jeunes mariés) oraz goście udają się na tzw. le vin d'honneur (rodzaj uroczystego aperitifu z szampanem i przekąskami). Ta część przyjęcia poświęcona jest głównie gościom, którzy nie zostali zaproszeni na obiad. Jeśli pogoda dopisuje, aperitif odbywa się w ogrodzie i trwa kilka godzin. Jest to także moment składania życzeń. Najczęściej mówimy :
Tous mes voeux de bonheur!
Toutes mes félicitations!
Następnie, około godziny 20 wybrani goście zasiadają do stołów. I tutaj przechodzimy do części, która chyba najbardziej męczy każdego Polaka. Należy przez kilka godzin siedzieć twardo przy stole i cierpliwie przetrwać przystawkę, danie główne, sery i deser, delikatnie sącząc wino i zabawiając sąsiadów bardziej lub mniej udaną rozmową ;). Prawdziwa impreza zaczyna się około północy. Lekko zmęczeni jedzeniem goście (później już nic nie jemy, ewentualnie pijemy wino czy drinki) ruszają na parkiet. We Francji nie ma zwyczaju wynajmowania orkiestry. Należy zadowolić się muzyką puszczaną z odtwarzacza. Nie ma też rzucania bukietu czy welonu (przynajmniej nie miało to miejsca na weselach z moich udziałem), ani typowych weselnych zabaw. Ogólnie Francuzi nie piją za dużo (na weselach, w innych okolicznościach, czasami nie znają granic;) ale potrafią się dobrze bawić. Czasami na drugi dzień goście zapraszani są na obiad.
To co mnie najbardziej zaskoczyło we Francji to "weselna moda". Niektórzy goście potrafią przyjść nawet w jeansach lub w strojach, w których na co dzień chodzą do pracy (sic!). Oczywiście mają także miejsce śluby bardziej wytworne, gdzie wymaga się, aby kobiety wystąpiły w nakryciu głowy : kapelusz (le chapeau) lub elegancka opaska (le serre-tête).
Jeśli chodzi o dawanie prezentów, to podobnie jak w Polsce, najmilej widziana jest koperta. Porównując możliwości finansowe naszych rodaków i Francuzów, ci drudzy nie są wybitnie szczodrzy. Przeciętny Francuz uważa, że 100 euro za parę to już całkiem niezły podarunek. Może dlatego, że nie ma zwyczaju opłacania przyjezdnym gościom noclegu. Każdy we własnym zakresie musi wynająć pokój w hotelu, z wyjątkiem naprawdę najbliższej rodziny i świadków. Nie zauważyłam także, aby goście przynosili ze sobą kwiaty.
A propos świadków (les témoins), we Francji może być ich więcej niż 2! Chyba najczęściej jest ich 4, po dwóch na każdą ze stron.
A po imprezie pozostaje tylko wyjechać w podróż poślubną (le voyage de noces) i żyć długo i szczęśliwie.
le gâteau de mariage |
No comments:
Post a Comment